Podróż Moje spotkanie z bobrem
Jest w Podlaskiem kilka dróg absolutnie niezwykłych. Jedną z nich jest droga z Dolistowa do Jasionowa w obrębie Biebrzańskiego Parku Narodowego. Kiedy ją zobaczyłam, poczułam radość w najczystszej postaci, że w naszym kraju istnieją jeszcze miejsca mało tknięte przez rękę człowieka, która wszystko chce wyprostować, ulepszyć i wyregulować.
Niezwykłość tej drogi polega na tym, że...właściwie jej nie ma, a raczej jest, tylko pod wodą. Wiosenne roztopy tworzą bezkresne rozlewiska, a że droga biegnąca przez środek bagien, również jest okresowo zalana.Co ciekawsze, jest wciąż w użyciu, chociaż gdy pierwszy raz stanęłam tu swoim osobowym samochodem, nie zdecydowałam się na wjazd. Wiedziałam jedno-muszę tu wrócić. I wróciłam, uzbrojona w terenówkę, kalosze, aparat i lornetkę.
Odcinek niedługi, raptem jakieś 5 km, otwiera całe bogactwo Biebrzy. Powietrze przesiąknięte wilgotnym zapachem bagien, wokół słychać setki ptaków. Biegusy biegają wokół samochodu, czajki krzyczą w powietrzu, na podmokłych łąkach przesiadują stada gęsi, kaczek, rycyki spacerują wsadzając swoje długie dzioby w błotko w poszukiwaniu pędraków. Pod lasem wypatrzyłam 2 łosie, na łąkach kilka saren.
Zupełnie nieoczekiwanie zobaczyłam też...bobra! W samo południe brodził w błotku koło drogi. Bóbr mnie nie zauważył,ale podreptał w zarośla. Zatrzymałam samochód i chwyciłam aparat. Chociaż dusza moja to raczej niespokojna dusza fotoreportera niż cierpliwego fotografa przyrody, postanowiłam na niego poczekać. Po dwóch minutach zarośla zaczęły się poruszać, bóbr najwyraźniej pożywiał się na wierzbowych witkach. "Tu cię mam bratku"-myślałam i resztkami woli usiłowałam powstrzymać chęć wyskoczenia i pstyknięcia kilku fotek w stylu eko-paparazzi.
Po dwóch kolejnych minutach z ust moich popłynęły niecenzuralne słowa, bowiem na horyzoncie zauważyłam nadjeżdżający samochód. Wiedziałam że spłoszy mojego bobra. Tak też się stało, bóbr rzucił się do ucieczki a ja wyskoczyłam z samochodu i rzuciłam się za nim "na bezczela". Mimo wszystko chyba mnie nie zauważył. Dość długo płynał wzdłuż drogi a ja biegłam za nim z lufą aparatu i szaleństwem w oczach. Leciałam za nim jakieś pół kilometra zostawiając otwarty samochód, bo przecież bóbr ważniejszy.
W pewnej chwili wylazł na brzeg, a ja pstryknęłam kilka fotek. Niestety pan bóbr nie raczył odwrócić się do mnie, więc uwieczniłam tylko wypięty w moją stronę zadek. Po chwili znów płynął. Nagle stała się rzecz niezwykła, z której niezwykłości zdałam sobie w pełni sprawę po fakcie. Otóż kilka mew obserwujących całą sytuację podleciało do bobra i zaczeło nisko krążyć nad jego głową wydając przeraźliwe odgłosy. Na Boga-one go ostrzegały!
Kompletnie mnie zatkało, chociaż w tamtej chwili byłam wściekła, że płoszą mi zwierza. Bóbr zanurkował i tyle go widziałam. Im dłużej myślałam o tych mewach, w tym większe zdumienie wpadałam. Zawsze mi się wydawało, że ptaki mają -z całym szacunkiem-ptasie móżdżki. Owszem, ostrzegają się o niebezpieczeństwach, ale raczej między przedstawicielami swojego gatunku.
Tu jednak miało miejsce wydarzenie bez precedensu. Mewy potrafiły skojarzyć moją osobę z płynącym bobrem! Nie wiem,jakie procesy myślowe zachodziły w ich głowach, i po co go ostrzegały, przcież same w żaden sposób nie mogły czuć się zagrożone. Empatia? Bezinteresowność? Przymierze przyrody przeciwko wsadzającemu wszędzie swój nos człowiekowi?
Przyroda po raz kolejny mnie zaskoczyła i uświadomiła, jak mało wiemy jeszcze o zwierzętach i ich inteligencji. Obyśmy tylko pewnego nie dnia nie obudzili się w "Ptakach" Hitchcock'a.
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
Okolice Biebrzy, to najsłabiej poznany przeze mnie kawałek Podlasia. Twoje i Ye2bnika zdjęcia są wspaniałą zachętą do odwiedzin tych stron. Tyle, że nie mam szans na 4WD, mogę dojechać jedy nie do krawędzi bagien i rozlewisk - dalej będę musiał przemieszczać się per pedes.
-
:-)))
Na kilkaset wycieczek do Puszczy Kampinoskiej, bobra "live" widziałem tylko raz, w kwietniu tego roku. I to nie na rozlewiskach, tylko pod drzewem, koło nieopodal leśnego duktu. Zsunął się po błocie do przydrożnego rowu, i tyle go dziada widzieliśmy ;-) -
niezwykłe! ale ja się uśmiałem:-) (kalosze, armata obiektywu, ganianie po bagnie, mewy które wypatrzyły "wariatkę";-)